czwartek, 2 kwietnia 2015

Czwórka Dzieciorów

Ja nie wiem z czego to wynika, ale my serio niewiele problemów z tymi dziećmi mamy...
Dziwne są jakieś. Buntów brak, większych kłótni też.
Najczęściej słychać "CIOCIA! A XY TO I TAMTO!" "MAMO! YX TAMTO I TO!". 
Typowa rywalizacja podsycana podcinaniem skrzydeł i kopaniem dołków pod resztą. Ale i to jakieś unormowane. 
Jedno jest pewne-myślę, że niewiele rodzeństw (tak. są rodzeństwem) bawi się wspólnie tak jak Oni.
Bo koniec końców i tak się tulą, ściskają i żyć bez siebie nie mogą:)


poniedziałek, 30 marca 2015

Podejście ostatnie

Nie mam czasu. Nie mam czasu i coraz mniej chęci na to by tutaj zaglądać.
No...może to nie tak. Chęci są. Bo tak wiele mogłabym Wam pokazać, podzielić się swoim Światem.
Pokazać jak to jest w rodzinie Paczłorkowej...tak bardzo Paczłorkowej!;)
Weny brak. Motywacji brak.
Czekam aż wróci. Daje jej na to kilka dni. Nie więcej. Jak jednak drogi powrotnej nie odnajdzie-no cóż. Pożegnamy się.
Bo tu chodzi o to, że ja wciąż nie mogę się zdecydować jakie to miejsce być powinno.
I męczy trochę nadmiar blogów i wysyp tego wszystkiego. Każdy teraz ma swoją stronę. Każdy jest zawodowym kucharzem, fotografem i specem od wychowywania. Się odechciewa troszkę;)

Muszę przemyśleć co z tym zrobić i w którą stronę iść.

A tymczasem zostawiam Was z moimi maluchami!;) Nigdy przenigdy nic nie siałam, nie byłam kulinarnym specem...więc kiedy jakiś czas temu Luby przyniósł do domu kilka paczuszek z nasionami*-lekko spanikowałam;) Powiem więcej-oblał mnie zimny pot bo po pierwsze-za cholerę nie wiedziałam jak się za to zabrać, a po drugie-jak nic nie wyrośnie to popadnę w depresję. Nie opiszę jednak swojej radości, która towarzyszyła mi w momencie ujrzenia, że z ziemi coś się wydostaje! I pisząc COŚ nie mam na myśli robaka...

*Cytryna z pestek, w glebę wciśniętych wraz z Miśką. Taki wspólny prodżekt.



środa, 28 stycznia 2015

Koszmar Następnego Leku

No to dziś Najmłodsza miała sposobność by z lekko niepokojącą chęcią pokazać się lekarzowi. Nawet wybudzenie ze popołudniowej drzemki nie zepsuły jej samopoczucia i ochoty na głośne AAAAAA
Bo Najmłodsza w nocy zaczęła kaszleć, kichać, smarkać, a jako wisienka na torcie ukazała nam się piękna i cudowna temperatura 39,3. Ale spoko spoko. U niej to normalne. To dziecko dobija i do 41 jak się dobrze postara. 39 w jej przypadku to jak 37,5 u innych. Terminator. 
Tak więc szybki telefon po Pana Doktora, osłuchana, sprawdzona. 
Zapalenie oskrzeli.
No bo co tam angina Starszego jak można bardziej poszaleć.
Pozostała dwójka z zapaleniem gardeł. 

Weselmy się i radujmy się!

Shit.


wtorek, 27 stycznia 2015

Angino. Witamy Cię. Bardzo NIEserdecznie

Mam całkiem trafne wrażenie...nie nie. To już wrażenie nie jest. To fakt. 
Ostatnie wpisy kręcą się w okół chorób i pracy. I jak z tego wybrnąć? No cholera jasna się nie da. Miki pobił rekord. 
Był w przedszkolu 2 tygodnie. 2 tygodnie bez 2 dni, więc w zasadzie był 1,5 tygodnia. 
Im bardziej w liczeniu się zapętlam tym bardziej uświadamiam sobie jakie to straszne. 
We wrześniu pójdzie do szkoły, jeszcze jako niespełna sześciolatek (grudniowe poszkodowanie), a jego przedszkolna edukacja mocno kuleje. W sensie obecności, bo chyba nie mogę powiedzieć, żeby w totalną głupotę popadał czy cofał się w rozwoju (choć bywają momenty małego zwątpienia). 
Wczorajsza diagnoza- ANGINA. Bo po co zwykłe przeziębienie, kiedy można bardziej prawda? Przecież nie będziemy szli po najmniejszej linii oporu.
Chwała, że moje dzieci to lekomani. 
Miki stwierdził, że Nurofen Forte to on może litrami pić. Mia lepsza nie jest. 
Jak tylko słyszy hasło "Stary cho po lekarstwa", siada obok niego, otwiera paszcze i czeka niczym pisklę w gnieździe. To coś jej dać muszę. Przecież nie zostawię uzależnienia córki na pastwę losu.
Równie sprawnie odbywa się wizyta lekarza/u lekarza. 
Starszy podchodzi do tematu raczej obojętnie, ale Najmłodsza już z prawdziwym zaangażowaniem.
Krok po kroku robi swoje, bez próśb ze strony lekarza czy mojej. 
Po odpowiedniej pomocy matczynej ręki (body i inne trudności) grzecznie podnosi ubrania, pokazuje brzuch, plecy, oddycha mocniej niż normalnie (bo przecież stetoskop może być głuchy), jak tylko światełko zobaczy (nie w tunelu, z latareczki takie co to pomaga do paszczy zajrzeć) od razu usta otwiera, język wytyka i krzyczy AAAA. 
Później będę się martwić tym jej ekshibicjonizmem.

No to siedzimy w domu. Znów. Może i dobrze, bo pogoda do dupy. 
Bajki lecą częściej niż powinny, bo matka przy maszynie musi swoje zrobić. Ale ale! Wyłamałam się z gotowania zup (bo szybko i na dłużej wystarczają) i dziś zadziałam z gołąbkami. Skacząc pomiędzy garami, maszyną, zasmarkanym Starszym i jęczącą Najmłodszą-wierzę w to, że te dni przyniosą coś więcej niż katar i niewyspanie...;)



środa, 21 stycznia 2015

Jestem. Gdzieś tam

Uwielbiam pisać. Uwielbiam naklikać chociaż te kilka słów. Tak dla pamięci, dla wspomnień, dla siebie.
I dlatego tak bardzo wkurza mnie, że nie mam kiedy. Że czasu brak. Albo organizacja moja mocno leży. Tak... to ta ostatnia opcja jest największą przeszkodą. Ale Nowy Rok więc i nowe cele prawda?:)
Dam radę, sama kopa sobie zasadzę i będę działać-tu w formie rodzinno-babskiej i na Tamiku- służbowo.
Strona się robi, więc narazie nie zapraszam.
Ale mogę na Facebooka i mogę na Instagram. Żeby podejrzeć co się dzieje. Bo się dzieje!:)