piątek, 26 września 2014

Mini Przychodnia

Najmłodszej już lepiej. Wraca do formy, świruje, wszędzie jej pełno. Niestety ze Starszym gorzej. Rozwaliło go na dobre...A, że dopiero co skończył brać antybiotyk-teraz wybór w lekach pozostał znikomy...Gardło zawalone, nos masakra, w nocy kaszel duszący, w ciągu dnia z resztą też. Dziś jakaś kumulacja, bo nawet bajek oglądać nie chce. Mdli go (pewno od tego armagedonu w nosie), zasypia co chwilę. Jak nie on. Dzieci moje to terminatory, przy wysokich temperaturach i warunkach, które u wszystkich innych spowodują agonię-ich nic nie powali. Do dziś. Miki poległ. Nawet jeść nie chce, o herbatę poprosił. Gdzie mój syn ja się pytam?!
Macie jakieś domowe sposoby dla dzieci, które choć odrobinę pomogą i przyspieszą proces zdrowienia?


Dla równowagi w marudzeniu, debiut kitki z tyłu i moja kuchenna pomoc (kiedy Starszy gnił pod kocem).


środa, 24 września 2014

Poranny smark

Kolejny raz, nie wiem już który, dzieciory dopadł wirus. Ten sam co ostatnio. Smarki do kolan koloru wszelakiego, u  najmłodszej temperatura skacząca do 40. Wesoło jest-nie ma co. Trzeci już tydzień siedzimy w domu z małymi przerwami, które jak się okazało dowaliły jeszcze bardziej. Mało tego-nakaz od Pani Pediatry, żeby Mia w łóżku została ile się da. Mhm. Utrzymać tego małego diabła w jednym miejscu graniczy z cudem, bo to Terminator nie dziecko. Każde inne przy takiej gorączce to przez ręce się przelewa a Ona?Pfff. Mowy nie ma. Nie pomaga w tym równie żywiołowy Mikołaj, do którego Mała ciągnie jak ćma do światła. Walczę więc podwójnie, sama próbując się nie zarazić (co jeszcze nigdy mi się nie udało). Poranek Mia spędziła na upiększaniu (się) i ogórku (kiszono-małosolnym zrobionym przeze mnie). Tyle z jedzenia. Więcej dziecię nie przyswaja. No, ale dobre i to prawda?

I but. Tata kupił na jesień. Cud miód.




poniedziałek, 22 września 2014

Świeże na śniadanie

Nigdy nie piekłam pieczywa. I tak w sumie to nie wiem dlaczego, bo roboty niewiele, a efekt smakowity:) Gdzieś rzucił mi się w oczy przepis ze strony Kotlet.tv. Zdjęcia skusiły, a robota wydała się być tak banalna, że nawet mi musiało to wyjść:) Weekend ze wszystkimi dzieciakami, więc świeże bułeczki jak znalazł do śniadania... Przepis odrobinę zmieniłam z powodu braku jednej mąki;) Zastąpiłam jednak inną i wyszło przepysznie. Nie podałam ilości żurawiny ani sezamu, bo dodawałam na oko. Żurawinę wsypałam "bo tyle akurat", a sezamem posypałam bułeczki ulokowane już w foremkach. Z całego serca polecam. Wydaje się, że wychodzi mało (u nas wyszło 11 małych sztuk), ale wystarczyło dla 4 dzieci i 2 dorosłych!:) Spróbujcie i koniecznie dajcie znać jak Wam wyszło!




piątek, 19 września 2014

Dzieciowy weekend

I to przez wielkie D. Bo w domu sztuk 4-dzieciory nasze przyjeżdżają. A jutro Polsonowe urodziny. Uszykować trzeba prezent, kartkę wypisać, odpowiedni outfit przygotować;) Ciesze się, bo dawno tych bab nie widziałam...a okazja..no bardzo poważna okazja! Roczek w końcu. Tak więc w głowie plan działania się układa, bo wyjście z całą naszą ekipą nie może być tak po prostu normalne;)Z dwójką dzieci czasami można czegoś zapomnieć, ale z czwórką to już momentami level hard. 

A żeby latania było więcej-starzy wieczorem bezdzietnie wychodzą. Babcia z pomocą przyjeżdża dzięki czemu w końcu wyjdę gdzieś w Świat Dorosłych. I to bardzo dorosłych;) Premiera piwa --> klik. Od kilku dni w głowie układam co ubrać! Bycie kobietą bywa upierdliwe. Facet problemu nie ma. Dżinsy, koszulka (byle czysta), jak się nie goli to roboty jeszcze mniej. A baby? Jak już dojdą do momentu, w którym jako tako ubranie wybrane-dochodzi reszta kłopotów. Buty! Dodatki! A włosy? Jak zawsze układają się fatalnie! Opcji niegolenia nie ma. I torebka. Mała nie zmieści wszystkiego "co przecież jest niezbędne", a duża niewygodna. No nic;) Nie składam jeszcze broni...



środa, 17 września 2014

Dziewuszyńskie zabawy

Od zawsze fenomenem dla mnie było skąd dzieciaki wiedzą w co się bawić. Nie chodzi mi tu o "szukano" i inne takie;) Ale o ten podział, który prędzej czy później się ujawnia. Chłopcy do samochodów, dziewczynki do lalek. Nie zrzucę tego na rodziców, a na pewno nie zawsze;) Zapewne w większości przypadków tak właśnie jest, że dla synka gryzak z kołami i kierownicą, a dla córeczki-słodkoróżowe i najlepiej z brokatem. No, ale co z tą resztą?

Mia za lalkami nie przepada. W zasadzie mało zabawek zatrzymuje ją na dłużej. Śmiem twierdzić, że to kwestia wieku-ma ktoś cud roczne dziecko, które potrafi swoje małe i przebiegłe oczka zawiesić na czymś dłużej niż te kilka minut? Mała ma swoje ulubione. Króliczek o którym kiedyś już pisałam, biedronka na kiju (brzmi creepy), grill zabawkowy którego wszędzie ostatnio ciąga...i zabawki dzieciaków. Auta, ciuchcie, kolejki, miecze...Pewnie widzi i sobie wkręca. Bo co fajnego w lataniu z mieczem jak się nie wie, że to miecz? No ALE ALE! Jest jeden. Przez tatę kupiony. I ten miecz jest na wypasie. Bo ten miecz nie dość, że gra dziką muzykę (doprowadzając mnie tym do szału), to on jeszcze ŚWIECI. Szał. Mówię Wam. Taki full wypas, pełen program. Walczyć można, wroga pokonać, a przy okazji potańczyć i jeszcze ciemności rozjaśnić...Taka to Dziewczynka. Ale zachowania pozoru-kitka jest, kiecka też.



wtorek, 16 września 2014

Figi ma nowa miłość

Nigdy w życiu nie jadłam fig. Świeżych znaczy, bo na suszone już wpadałam wielokrotnie. Jako przekąska, do przegryzienia. Może gdzieś w formie obiadowej w towarzystwie mięsa? Możliwe, ale chyba szału nie zrobiło bo i tego w głowie nie mam. Wczoraj pokusiłam się na kilka sztuk...zakładam, że to czas dla nich bo w sklepach tego mnóstwo. Łatwo nie było, bo nawet nie wiem jakie figi są dobre;) czy brać te ciemne miękkie, czy jeszcze lekko zielone i w domu "dojdą"? 
Wytęskniona za ukochanym postanowiłam wykorzystać te małe cuda do kolacji. Jak ja mogłam żyć bez nich?! Te wyśmienicie wyglądające owoce ułożyłam pokrojone na kanapce (ricotta+szynka suszona+roszponka+miód). A w głowie kolejne pomysły...a Wy? Lubicie?:) Chętnie poczytam Wasze przepisy!



piątek, 12 września 2014

Gdzie szczerość?

W dobie internetu bardzo łatwo o nowe znajomości. Nie jest problemem poznać kogoś o podobnych zainteresowaniach, z tym samym muzycznym słuchem, ze tymi samymi barwami i okiem na Świat. Nie jest problemem dostać coś na co zwróciliśmy uwagę w ulubionym filmie czy znaleźć zabawkę z ukochaną postacią dziecka. Dowiedzieć się można wszystkiego. Problemem jednak jest indywidualność. Jakim cudem, mając tak wielką i szeroką możliwość zapoznania "inności" popadamy w te same schematy? Blogi takie same, z taką samą treścią (na nich się skupię). Instagram zalany takimi samymi zdjęciami. Dzieci (przeważnie te blogowe) ubrane dokładnie tak samo. Miszkomaszko i inne cuda (z ręką na sercu za cuda je uważam) powielane wszędzie i zawsze. Wszyscy wyglądają tak samo. Szare dresy, lniane ubrania, smerfowe czapki, emelowe buty (mamy i my;)). Jakiś czas temu temat ten poruszony został na pewnej facebook'owej grupie gdzie na głos myślałyśmy. O tym, że coś co było fajne, miłe dla oka, przyjemne do czytania/oglądania stało się tak strasznie prymitywne. Mało jest miejsc, w których faktycznie można zahaczyć o przyjemny tekst, oko zarzucić na cudowne zdjęcia i dla lubiących- stylizacje...szkoda. Szkoda, że tak mało pomysłu na własne "Ja" a tak dużo powielania czegoś co w niektórych przypadkach się sprawdziło...
I adoracja. Wzajemna adoracja. Miło usłyszeć, że dziecko ładne. Że oczy duże, rzęsy do nieba, uśmiech najpiękniejszy. Że czyta się fajnie, że patrzy przyjaźnie. Ale...wiecie jak wiele z tego idzie z automatu? To trochę tak jak (wg mnie) komplementowanie noworodka:) Ja z tych co to twierdzą, że ledwo urodzone dzieci ładne nie są, koniec kropka:) To cud narodzin. Coś na swój sposób niewyobrażalnie pięknego. Ale dziecko?Nie. Dziecko wtedy ładne nie jest. Wygląda jak pomarszczony ziemniak. I moje też tak wyglądały. I Wasze również. Wybaczcie dosadne słowa;)ale z serca płyną więc szczere. Dlaczego ludzie nie mogą pisać "Gratulacje!". Po co pisanie, że takie piękne, że oczy takie cudowne i w ogóle podobne do mamy! Nie. Podobne do ziemniaka. Pomarszczonego ziemniaka (przepraszam wszystkie noworodki i hejtujące mnie własnie rodzicielki).
Matki, które mają opiekunki, babcie i przedszkola do opieki nad dziećmi, Panie sprzątające ich mieszkania/domy, i zalewające pytania- JAK TY TO ROBISZ?! JAK ZNAJDUJESZ CZAS NA TO WSZYSTKO?! Eh. Jakie wszystko? Jakie TO? No nic...zrzućmy me przemyślenia na powiedzmy gorszy dzień, w którym to zalewa mnie masa frustracji i nudy. Nudy spowodowanej brakiem nowości na blogach i nudą spowodowaną wiecznymi tymi samymi komentarzami na Instagramie. Chyba czas na przerwę...;)



czwartek, 11 września 2014

Chorowite

Ciągle i nieustannie. Jedno za drugim. Zastrzelcie mnie. Albo zestrzelcie. Ogólnie niech to będzie krótko i szybko dobrze? Zasmarkani, zakaszleni (?) plus Mia z gorączką taką powyżej 40 i zapaleniem krtani dzięki czemu gada jak po bardzo dobrej imprezie. Lubego mi wywiało do końca tygodnia (po górach sobie łazić będzie), a my walczymy. Z małym (tak Kochanie, MAŁYM!) bałaganem w domu, z choróbskiem i z przepisami na nowości. Bo matkę-mnie znaczy- dopadła faza na różnego rodzaje sałaty zdrowe, hummusy, warzywa i owoce. Jak nigdy. Bo ja to z tych śmieciowożarciowych. Chyba organizm miał dość i zawołał po cichutku o te zdrowsze, lepsiejsze. No to na zdrowo będzie. A co! Przy okazji zrzucając może kilka te nadprogramowych kg;)
A Wy jak żyjecie? Zagląda tu ktoś? Bo cisza straszna prawda? Wstyd mi bardzo, uwierzcie. Bo jak zmusić się do zrobienia czegoś na co tak na prawdę ma się wielką ochotę? Trochę to nielogiczne...a jednak. Może jak już stworzę miejsce takie jakie chcę, wtedy będzie mnie/nas więcej...może?

Zdjęcie wakacyjne bo do nowych jakoś ciągle za daleko.