piątek, 23 maja 2014

30stopni. Plusy i minusy

Cudownie, bo ubranie dziecka zajmuje tyle co nic. Mię ubieram w krem. Przede wszystkim. Dziś kierując się do sklepu MałaDama przyodziała sukienkę i pampersa. Koniec. I tu przy okazji- wyjaśni mi ktoś fenomen ubierania dziecka do daty a nie pogody za oknem? Chociaż wydawać by się mogło, że maj to już miesiąc w którym teoretycznie ma prawo być ciepło prawda? No jak widać nie dla wszystkich. Nie zliczę dzieci ubranych na długie spodnie/długie rękawki. Nie zliczę tych co śpiąc w wózku przykryte są KOCEM. Nie tetrą, nie kocykiem typu bambusowy. KOCEM. U nas dziś temperatura doszła do 30 stopni, przynajmniej w momencie naszego wyjścia. Pierdolnąć w łeb tym matkom. I tyle w temacie.
Wracając do tematu wyjściowego...Plus kolejny- gołe giry. Mia jest zafascynowana sytuacją, w której może bawić się swoimi zgrabnymi paluchami. I machać nimi. I ogólnie fajnie jest.
Opalona już troszkę jest, mama troszkę bardziej;) Głupia ja. Dzieci smaruje, a o sobie zapomniałam. Na szczęście skóra ma barwi się na brązy, więc dbając teraz odpowiednio o jej stan- może nawet na plus mi to wyjdzie;)
W pogodę taką też więcej się chce. Bardziej się chce. Energii więcej, życiowego kopa się dostaje. No to latam, działam, tworzę. Lubię tak.

Minusy- ALERGIA. Umieram. I Luby umiera. Oczy jak królik, kicham jakieś milion razy dziennie. Zbawienia i cudu mi trzeba.

Mia została fanką truskawek. Ile dostanie tyle zje...a, że pojawiły się już te nasze, krajowe- korzystamy:)











sobota, 17 maja 2014

Chce mi się Świata

Z domu wyjść. Pojechać gdzieś. Na kawę wyskoczyć...tęskno za Słońcem, pogodą ładną. Za dzieciakami też tęskno... Miki z babcią w Łodzi był, Luby Miśki i Siwego nie przywoził, żeby się nie zarazili...weekend mamy osobno. Oni tam daleko, a my z Mią w domu...
Zdjęcia na wspomnienie przedchorobowe. 






Mamie mojej i Cioci Monice BARDZO dziękuję za dzisiejszą pomoc. Odetchnęłam, zaczerpnęłam powietrza. Pośmiałam się i odpoczęłam od Mii;) Tego mi było trzeba.

piątek, 16 maja 2014

Jak nie urok to sraczka. Tak. Sraczka

Niewiele czasu zostało do Mijuśkowych urodzin. W zasadzie większość rzeczy, z których chcę coś stworzyć już mam...ale jak?Kiedy? Jak się we wtorek okazało- CórkęNaszą dopadło zapalenie gardła. I to tak na konkrecie... Temperatura 41 stopni, pogotowie do domu wezwane, moje łzy wylane w hektolitrach... Chłodniejsze kąpiele, zimne okłady, znów łzy. Mii i moje. I Luby, który uspokajał...
Poprawa niewielka, a to przecież już tyle dni na antybiotyku. Z jedną różnicą, że temperatura nie skacze w dwie godziny na tak wysoki poziom, a w 4-5. Jednak do 40 nadal dochodzimy także pocieszenie niewielkie. Dziś kolejna wizyta u pediatry. Zero poprawy, bo lek nie zadziałał. No więc zmiana na inny plus skierowanie do szpitala jeśli do jutrzejszego wieczora poprawy nie będzie... 
Fuck. Fuck it bardzo mocno.
Trzymajcie kciuki, żeby organizm Małej ogarnął sytuacje i w podskokach choróbsko wypędził. Bo nam spacerów brak, powietrza trzeba, wyjść do ludzi trochę...
A ja? A ja szykować muszę imprezę, bo dwa tygodnie to czasu niewiele. Lalkę zamówić... Jedzenie poplanować...może jakieś podpowiedzi? Przystawki jakieś? Bo obiad na tyle osób odpada;) Więc coś na zimno, do przegryzienia... prócz tortu ofkors. I jeszcze poszukuję tektury we wzory. Kartek takich grubszych w grochy, paski i inne trójkąty. Znacie? Kojarzycie? No pomóżcie trochę no...:)

Nasz Zarazek. Z zalecenia lekarza- jak najwięcej w łóżku. Żeby się skupiło na walce z bakteriami... Utrzymajcie niespełna roczne dziecię w łóżku...super sprawa.


I ochota na zupę wczoraj naszła. To się udało na szybko ugotować. Całkiem smaczna biorąc pod uwagę, że drugi raz w życiu ją robiłam;)

Nowości urodzinowe. Dziś doszły. Większość skompletowana. Wszystko na tiulową spódniczkę mam... tylko czasu trzeba. Czasu...






czwartek, 8 maja 2014

11 miesięcy

Kaśkowy post przypomniał mi, że zabrakło tu wzmianki o tym, że Mia 11 miesięcy skończyła. Więc nadrabiam póki śpi... Ciężko pisać o nowościach bo każdego dnia ich przybywa. Nie wiem kiedy z małego niemowlaka stała się Dzieckiem. Takim Dzieckiem pełną parą;)
Nadal przemieszcza się jak partyzant ze sztuczną nogą- na czworaka a i owszem, ale po co skoro można na tyłku ciągając za sobą jedną nogę. Może filmik wrzucę? Bo słowami opisać się tego nie da;)
Od kiedy wstała raz, drugi, trzeci...Wstaje ciągle. Wstaje wszędzie. I na tych małych girkach chodzi wspomagając się meblami. Sama jeszcze kroków nie postawiła, ale myślę, że jeszcze troszkę, już niebawem... Zdecydowanie najwięcej czasu spędza w pozycji pionowej. Śmieszne to takie małe.
Rozpoznaje rzeczy- przynosi buty taty wołając z radością "tata!", przynosi moje wołając "mama!". Robi ładnie papa, mówi "dadada" kiedy coś daje....albo kiedyś coś chce dostać;) Jak większość maluchów na tym etapie i u nas pojawiło się wołanie "am am am am" i bez zmian- je wszystko i w każdej ilości. Jak dostanie szczotkę to się czesze, jak dostanie szczoteczkę do zębów to te zęby myje. Znaleziona skarpetka od razu wywołuje podniesienie nóżki, na której końcu (tak tak, na stopie) owa skarpetka ląduje. Mądra co?;) Wczoraj wychodząc z domu pokazała na miejsce, w którym Luby zawsze samochodem staje, zrobiła papa, powiedziała "tata" i mogła jechać dalej...:) Wredna czasami. Krzyczy głośno. Nadziera sie. Jak się wkurzy, albo tak po prostu. Chyba dla zaakcentowania swojej osoby. Najmniejsza, a robi najwięcej zamieszania. Łobuz. Próbuje swoich sił w całym domu, jednak wystarczy stanowczo powiedzieć "NIE WOLNO" i przestaje. Strzela fochy. Bo jak nie wolno to znaczy, że nie po jej myśli. A jak nie po jej myśli to znaczy, że źle. Wtedy podkowa z ust, opuszczona głowa, przebieranie paluszkami, płacz. Sekund kilka i przechodzi. Rozbawia tym wszystkich;)
Wchodzi na wszystko co się da. Na materace, na łóżka. Niestety doszły też schody- aktualny rekord to 4. A my schody całkiem wysokie mamy...
Wczoraj w wannie zaczęła pokazywać jaka jest duża. Wyciąga się wtedy TAAAAK wysoko. I dumna z siebie jak paw. A ja z niej. I my z niej. Gada jak najęta, paszcza jej się nie zamyka. Nigdy. Nawet przez sen;) Chyba zęby idą bo ślini się znów, marudzi, ze snem troszkę gorzej. 
Wredna mała jędza. Ale kochana. Moja. Nasza...:)




środa, 7 maja 2014

Postępy

Część materiałów na urodzinową spódniczkę jest, czekam tylko na miętowy tiul... coś na głowę jest. Bodziaka tylko znaleźć muszę, z jakimś fajnym napisem. Ktoś, coś?
Wycięta wielka JEDYNKA czeka na zszycie (wykorzystana będzie do zdjęć, które wylądują na zaprojektowanych już zaproszeniach)... myślę nad proporczykami, ale chyba temat odpuszczę... Balony? Właśnie! Ciociu?! Tort...może upiekę? Tyle, że nie umiem...Lubemu zawsze wszystko w kuchni wychodzi. Może Go namówię? Bo pierwotnie zamówić chciałam, gładki taki, śmietaną bitą okryty. I sama miałam poszaleć z ozdobami. Temat jeszcze do obmyślenia. Zapisać muszę, tylko gdzie ten kalendarz?! Wszystko mi z rąk leci, z głowy wypada nawet jak zapisane...Ciiiicho! Sama się do piony stawiam i działam. Obok stoi maszyna, obok maszyny materiał z trzema kociakami. Poszewka będzie do przedszkola dla pewnej Młodej Damy. I kot do kompletu. Może do spania będzie...Może do kąta? Ale będzie, urodzinowo. No nic. Lecę dalej. Na chwilkę zajrzałam i pomyślałam, że przypomnę troszkę o sobie...