środa, 24 września 2014

Poranny smark

Kolejny raz, nie wiem już który, dzieciory dopadł wirus. Ten sam co ostatnio. Smarki do kolan koloru wszelakiego, u  najmłodszej temperatura skacząca do 40. Wesoło jest-nie ma co. Trzeci już tydzień siedzimy w domu z małymi przerwami, które jak się okazało dowaliły jeszcze bardziej. Mało tego-nakaz od Pani Pediatry, żeby Mia w łóżku została ile się da. Mhm. Utrzymać tego małego diabła w jednym miejscu graniczy z cudem, bo to Terminator nie dziecko. Każde inne przy takiej gorączce to przez ręce się przelewa a Ona?Pfff. Mowy nie ma. Nie pomaga w tym równie żywiołowy Mikołaj, do którego Mała ciągnie jak ćma do światła. Walczę więc podwójnie, sama próbując się nie zarazić (co jeszcze nigdy mi się nie udało). Poranek Mia spędziła na upiększaniu (się) i ogórku (kiszono-małosolnym zrobionym przeze mnie). Tyle z jedzenia. Więcej dziecię nie przyswaja. No, ale dobre i to prawda?

I but. Tata kupił na jesień. Cud miód.




8 komentarzy:

  1. Zdrowia Pięknej. Jak to się stało, że mamy Wasze body?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nas też dopadło. Niestety. Zdrowia dla Was ! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. My przerabiałyśmy tydzień temu to, na szczęście nas opuścił i Wam tego życzę !
    http://swiatamelki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My tez... Miki kilka dni temu przestal brac antybiotyk...
      Pomijam juz ze w przedszkolu byl tylko tydzien, pierwszy:/

      Usuń
  4. Tasha... Cos ściemniasz;) ona diabeł? Popatrz tylko na jej tshirt: i bring you peace and love :)))

    Pozdrawiam, Agata

    OdpowiedzUsuń