wtorek, 22 lipca 2014

Kill me

Widzicie to małe tam niżej na zdjęciu? Niech Was nie zmylą te oczy...nie nie...to diabeł jest. Ogrom zła zamknięty w małym ciele. Czwórki idą. W zasadzie jedna to już cała wyszła...w połowie druga... te zęby to też jakiś wytwór Szatana. No nie, że tak konkretnie zęby ale cały proces twórczy. Ilość wydobywanej z niej śliny wydaje się być ogromna, aż tu nagle BANG! Kolejne hektolitry. I marudzenie przez które mam ochotę po prostu wyjść. Albo ją wystawić. Tak, dobrze czytacie. Czasami nie lubię swojego dziecka. Później znów ją lubię, bo że kocham to wiadomo- nieustannie. Teraz jednak mamy małe zgrzyty i średnio się dogadujemy. Ja jej zupki, obiadki, deserki, wytrę co trzeba, umyje gdzie muszę, przytulę, buzi dam (no..ona też)...a Mia jęczy. I jęczy. I marudzi. I jęczy. Aktualny stan paszczy (wliczając tego co właśnie nas torturuje)- sztuk 9.
I po co to? Za chwilę i tak wypadną...


 
Apdejt: dolne czwórki też się przebijają ...

sobota, 19 lipca 2014

Tup tup

Spędziliśmy tydzień w cudownej Toskanii. W miejscu, które urzekło mnie jeszcze bardziej niż Rzym. Włochy to zdecydowanie ta szerokość geograficzna, w której mogłabym osadzić się na stałe. Myślałam, że nigdy takowe się nie trafi...a jednak. Ale dziś nie o tym. Dziś tylko mała zapowiedź, bo nie wiem nawet czy przez te długie przerwy jest dla kogo pisać...:)
Mia jest dzieckiem, które zaskakuje zawsze i wszystkich. Tak było i tym razem kiedy to bawiąc się w ogrodzie umiejscowionym obok naszej Toskańskiej Willi (wybaczcie, uwielbiam to sformułowanie) wstała i poszła. Tak jak gdyby nigdy nic. Podniosła się i ruszyła do przodu. Zafascynowana własnym osiągnięciem wyczyn powtórzyła kilka razy. Później mały zastój. Czasami jej się przypomniało, że już umie. Czasami.
Dziś natomiast nogi maszerują cały dzień. To już nie kilka kroków, a normalne i rasowe chodzenie;) Rzecz jasna daleko jej do wybiegowych modelek, no ale... MIA CHODZI!!!!!! (o innych nowościach w poToskańskim poście;) ).