Ale wracając do tematu... Zastrzyki na przyspieszenie rozwoju płuc Naszej Córeczki-bolesne jak jasna cholera...ale potrzebne więc zęby zaciskałam. Poza tym nerwy uspokoiły bo w razie gdyby..
Podłączona pod pompę 24h na dobę i uzależniona od położnych- to dopiero było wyzwanie;) Chwała za cudowne zmiany, jakie były i przekochaną Panią Madzię, która czas umilała jak nikt inny.
Wyszłam w czwartek... z całkowitym nakazem leżenia, odpoczywania, oszczędzania się...
Tylko jak to zrobić kiedy na swoją kolej do wyprasowania czeka cała sterta ubranek, kocyków i innych takich? A jeszcze jak mebelki dojadą to pochować muszę wg mojego widzimisię, bo kto zrobi to lepiej niż ja sama? Doszyć poszewkę na poduszkę trza, ochraniacz też i materiał pod materac co by goła ściana po oczach nie waliła..motylki przyczepić, rozplanować...namówić Lubego na szafeczkę na ścianę, piżamę dla siebie kupić... nie wspomnę już o stanie moich włosów czy paznokci, które tak bardzo ogarnąć chciałam właśnie na początku maja. A tu taki psikus! Dziś 35tydzień2dzień. Jeszcze niecałe dwa tygodnie na oszczędzaniu 100% ( ok ok...80...).
No i te leki. Drżące ręce, kołatanie serca, zawroty głowy, senność... Czy to sprawiedliwe, że tylko kobiety przechodzić takie historie muszą?;) Chwała Lubemu, że tak bardzo pomaga i odciąga mnie od wszystkiego jak tylko może...;*
Poza tym jeden krok jesteśmy do przodu...z Nami. Z Naszym życiem. Poukłada się tak jak powinno. Wiem i czuję. Bo takie rzeczy dzieją się tylko raz w życiu...;*